czwartek, 11 czerwca 2015

Najambitniejszy plan modernizacji współczesnej Rosji upada. Czyżby Kreml w tej sytuacji zamierzał uczyć się od Chińczyków?

Tony złomu prosto z nieba. Prezent od Rosji dla świata. Tyle zostało ze statku transportowego Progress m27-m wysłanego na Międzynarodową Stację Kosmiczną, który po długim, niekontrolowanym locie spalił się nad Oceanem Spokojnym. Była to kolejna wpadka rosyjskiego przemysłu kosmicznego, zdecydowanie najbardziej spektakularna od czasu wystrzelenia sondy Fobos-Grunt w 2012 r. Ta zamiast dolecieć do Marsa rozpadła się na orbicie okołoziemskiej. Rzecz tu o tworach jednego z najbardziej zaawansowanych technologicznie sektorów rosyjskiej gospodarki - przemysłu kosmicznego. Co to mówi o całej Rosji?

W połowie XX w. Związek Radziecki był bez wątpienia naukową potęgą. W 1957 r. Sowieci wystrzelili Sputnika, czyli pierwszego sztucznego satelitę Ziemi. Napędzili tym ogromnego stracha Amerykanom, którzy oczami wyobraźni już widzieli spadające na nich z kosmosu atomowe bomby. Wyścig kosmiczny, a za nim zbrojeń, rozpoczął się wtedy na dobre. Jak się skończył wiadomo. Stany Zjednoczone stały się najnowocześniejszą gospodarką na świecie i dorobiły się słynnej Doliny Krzemowej, w której miliony jak nie dziesiątki lub setki milionów najinteligentniejszych ludzi na świecie marzy by pracować. ZSRR przestało istnieć. Pozostała po nim Rosja jest wszystkim tylko nie potęgą naukową.

Dzisiejsza Rosja w porównaniu do Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Japonii, Korei Południowej czy nawet pozostałych państw BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny) to naukowy liliput. Jak podaje agencja Thomson Reuters na Rosję w 2012 r. przypadło zaledwie 2,1 proc. artykułów naukowych zamieszczonych w światowej bazie danych World of Science (spadek z 3 proc. w 2003 r.). Ich jakość też nie jest najwyższa. Liczba cytowań opublikowanych prac naukowych rosyjskich badaczy jest niższa o 19 proc. w stosunku do światowej średniej. Trochę lepiej sytuacja przedstawia się z patentami. Rosja lokuje się gdzieś pomiędzy Francją i Niemcami, przed Brazylią oraz Indiami, ale za to daleko z Chinami i Stanami Zjednoczonymi, a więc dwoma głównymi światowymi potęgami oraz rywalami Moskwy.
Władze na Kremlu są świadome konsekwencji tej sytuacji. Bez postępu naukowego o odbudowie imperium rosyjskiego można co najwyżej pomarzyć. Z tej refleksji narodził się najambitniejszy projekt modernizacyjny we współczesnej Rosji. Jego prawdziwa natura nigdy na Zachodzie nie została tak naprawdę dostrzeżona.

Plan Dmitrija

Nazwano go marionetką, gdy po raz pierwszy pojawił się na scenie politycznej. Na jedną kadencję zastąpił Władimira Putina w prezydenckim fotelu, ale nie tylko po to by w nim siedzieć. Dmitrij Miedwiediew miał plan by zmodernizować Rosję, którą w napisanym przez siebie artykule programowym „Naprzód Rosjo” nie wahał się nazwać zacofaną i przeżartą przez korupcję. Jej główną słabością, stwierdził, miało być to co skłoniło senatora Johna McCaina do nazwania wschodniego sąsiada Polski stacją benzynową – niemal całkowite oparcie gospodarki na handlu surowcami naturalnymi. „ Sprzedajemy rzeczy, których nie wyprodukowaliśmy, surowe materiały lub importowane towary. Gotowe produkty wytwarzane w Rosji w większości charakteryzuje ekstremalnie niska konkurencyjność” – napisał w 2009 r. Miedwiediew. Receptą prezydenta na ten stan rzeczy miało być rozwijanie nowych technologii w Rosji. Rok później narodził się projekt Skołkowo.

Skołkowo jest niewielką wsią położoną zaledwie 2 km od MKAD-u, czyli słynnej, liczącej ponad 100 km długości obwodnicy wokół Moskwy. Do czasu przyjścia na Kreml Miedwiediewa poza paroma domami i bazarem nie było tu nic. A potem pojawiły się dźwigi, koparki, ciężarówki i obsługujący je budowlańcy, którzy zaczęli wznosić w tym miejscu szklane biurowce. Według wizji Miedwiediewa w Skołkowo miał powstać park technologiczny o powierzchni 2,5 mld m2, w którym pracowałoby od 25 do 50 tys. najbystrzejszych i najśmielszych umysłów Rosji. Stąd zaawansowane technologie dalej płynęłyby w Rosję modernizując jej gospodarkę. W projekt planowano zainwestować 125,5 mld rubli (ok. 13,7 mld zł według kursu z 2010 r.) do 2020 r. Serce przedsięwzięcia stanowiłby Skoltech, czyli odpowiednik amerykańskiego Massachusetts Institute of Technology, gdzie planowano zatrudnić w charakterze kadry dydaktycznej nawet 200 naukowców światowej rangi. W ich doborze mieli pomóc zresztą pracownicy MIT-u, z którymi Rosjanie nawiązali bliską współpracę. Amerykanom zapłacono również za przygotowanie programu nauczania oraz pomoc w budowie struktur organizacyjnych dla Skoltechu. Dlaczego na partnera Skołkowo nie wybrano kogoś z Doliny Krzemowej? Wbrew powszechnemu przekonaniu Rosjanie przy planowaniu swojego zagłębia startupów nie wzorowali się na niej, lecz na tzw. Drodze 128, czyli leżącym w okolicach Bostonu klasterze technologicznym. Jego sercem jest właśnie MIT. Niemniej nawet to rozwiązanie, ani nawet współpraca z potentatami technologicznymi w rodzaju Cisco, IBM-a czy Siemensa nie ocaliły dziecka Miedwiediewa przed katastrofą. I to jeszcze zanim te na dobre się narodziło.

Z początku przyszłość Skołkowo zapowiadała się nienajgorzej. W 2011 r. w parku technologicznym zarejestrowane były już 332 firmy, rok później 793, w szczytowym 2013 r. ponad 1 tys., ale ta liczba była już tylko efektem siły rozpędu. Skołkowo cierpi z powodu złego zarządzania oraz korupcji, która spowalniają tempo realizacji projektu oraz niebotycznie zwiększają jego koszty. Jak wiadomo z przykładu chociażby Olimpiady w Soczi w rosyjskiej rzeczywistości nie jest to nic niezwykłego, a jednak w tym wypadku całą sprawą zainteresował się rosyjski Komitet Śledczy. Jego agenci przeprowadzili nalot na biuro wiceprezesa fundacji Skołkowo, gdy akurat w tym czasie przebywał w nim Dusty Robbins, jeden z czołowych dyrektorów Intela. Siłą rozpędu służby zarekwirowały Amerykaninowi paszport i telefon, zagrożono mu nawet więzieniem, ale ostatecznie wypuszczono. Efekt tego incydentu był łatwy do przewidzenia. Dyrektor Intela pojechał prosto na lotnisko by nigdy do Skołkowo nie wrócić. Zachodni przedsiębiorcy i naukowcy przestali się łudzić, że mają w ogóle czego w Rosji szukać.

Ta historia nie była przypadkiem, lecz prawdopodobnie dobrze skalkulowanym działaniem. Za sabotażem mógł stać nie kto inny jak Władimir Puitn, który w tym czasie ponownie objął urząd prezydenta Rosji. Dlaczego przeszkadzało mu Skołkowo? Czyżby Putin nie chciał by rządzone przez niego państwo dysponowało najnowszymi osiągnięciami nauki? Jak twierdzi Oleg Raszydow,autor książki "Skołkowo: przymuszenie do cudu", problemem okazały się ambicje Miedwiediewa. Ten bowiem zapalony miłośnik nowych technologii doskonale rozumiał, że do unowocześnienia państwa potrzeba czegoś więcej niż pieniędzy i odgórnie wydawanych zarządzeń. Rosja potrzebowała reform, które przeciwdziałałby wszechobecnej korupcji oraz ograniczyły samowolę urzędników i służb. Do wprowadzenia tych zmian Miedwiediewowi nie starczyło jednak politycznego poparcia dlatego zdecydował się na eksperyment. Skołkowo miało być poletkiem doświadczalnym, na którym miano przetestować alternatywny model zarządzania Rosją. Wypracowane rozwiązania, jeśli okazałyby się efektywne, mogłyby potem zostać przeszczepione na poziom ogólnokrajowy. Kto wie, czy by się tak rzeczywiście nie stało, gdyby ten śmiały pomysł udało się dociągnąć do końca?

Z Zachodu na Wschód

Dzisiaj ze Skołkowo nie pozostało wiele. Co prawda oficjalnie projekt nadal jest kontynuowany, ale chyba nikt już nie wierzy w jego sukces. Przynajmniej nie w jego pierwotnej postaci. Na terenie parku jak dotąd wybudowano zaledwie dwa kompleksy - tzw. hiperklub i technopark. Kolejny najwcześniej zostanie oddany do użytku w 2016 r., o ile starczy ku temu pieniędzy. Na Skołkowo wydano już ok. 75 mld rubli, a więc ponad połowę zaplanowanych środków. Tymczasem rosyjskie ministerstwo finansów już pod koniec 2014 r. chciało uciąć finansowanie projektu o 20-30 proc. Te plany jak dotąd nie weszły w życie, ale już ich pojawienie się niczego dobre nie wieszczy. Podobnie jak odpływ zachodniej kadry naukowej oraz odejście głównego propagandysty Kremla Władisława Surkowa ze stanowiska prezesa rady zarządzającej Skoltechu (oficjalnie z powodu sankcji, którymi objęli go Amerykanie).Także jeden z głównych pomysłodawców całego projektu Ilja Ponomariow, fizyk i poseł, znalazł się w poważnych tarapatach po tym jak rosyjska prokuratura oskarżyła go o zdefraudowanie środków otrzymanych od Skołkowo. Sam podejrzany odpowiada, że prześladuje się go z powodów politycznych (Ponomariow jako jedyny w Dumie głosował przeciwko aneksji Krymu przez Rosję), ale jego bliskie związki z modernizacyjnym projektem Miedwiediewa zapewne odegrały tutaj swoją rolę. Na dodatek całkiem niedawno, bo w marcu, ze Skołkowo pożegnało się ponad 70 firm. Zbyt wielu chętnych na ich miejsce nie widać, bo co bardziej innowacyjne startupy z Rosji raczej uciekają niż próbują się w niej rozwijać.
Upadek Skołkowo to w dużej mierze również skutek posunięć Kremla na arenie międzynarodowej. Sankcje i wojna na Ukrainie zniechęciły zachodnich inwestorów do Rosji, co pociągnęło za sobą odpływ kapitału. W tym ludzkiego. W przeciągu pierwszych ośmiu miesięcy 2014 r. opuściło ponad 200 tys. ludzi, a więc najwięcej od 1999 r., gdy Władimir Putin objął ster rządów. Wielu emigrantów to osoby wykształcone, przedsiębiorcze, dla których w dzisiejszej Rosji nie ma po prostu miejsca. W przeciwnie do krajów Zachodu. Kreml udaje, że się tym nie przejmuje i rozwija nową koncepcję modernizacji państwa.

Rosja przede wszystkim próbuje zreformować to co już ma. Z tego względu przebudowuje się słynną Rosyjską Akademię Nauk wywołując przy tym fale protestów niezadowolonych uczonych, zmienia system przyznawania grantów na badania oraz zapowiada kontynuacje być może jedynego udanego programu wspierania rozwoju nauki tzw. megagrantów, który według ministra edukacjii Dmitrija Liwanowa od 2010 r. przyniósł Rosji 500 patentów. Przebudowie ma również ulec Roskosmos, co niedawno zapowiedział wicepremier Dmitrij Rogozin. Wkrótce wystartuje też Narodowa Inicjatywa Technologiczna zapowiedziana jeszcze w grudniu zeszłego roku przez Putina. Jej cel to zwiększenie konkurencyjności Rosji na światowych rynkach zaawansowanych technologii. Na pierwszy plan mają pójść inwestycje w drony.
Ten wybór to nie przypadek. W dyktowanym przez Kreml pędzie ku nowym technologiom w niewielkim stopniu liczą się usługi dla konsumentów. Przede wszystkim chodzi o obronność i wzmacnianie potencjału militarnego Rosji. MCST (Moscow Center of SPARC Technologies),rosyjska firma zajmująca się projektowaniem mikroprocesorów, zaprezentowała niedawno nowy czterordzeniowy procesor Elbrus-4C. W porównaniu do zachodnich urządzeń obecnych na rynku jest on przestarzały o kilka lat, a może i całą dekadę, ale nie o to w nim chodzi. Ważne, że produkuje się go w Rosji, dzięki czemu Amerykanie nie będą mogli wmontować do niego swych urządzeń szpiegowskich. Tego typu myślenie podparte narodową dumą dominuje obecnie w Moskwie. Stąd wziął się niedawno ogłoszony pomysł o budowie rosyjskiego systemu operacyjnego dla urządzeń mobilnych. Tymi samymi kategoriami myśli się również w ministerstwo spraw wewnętrznych FR, które ostatnio poinformowało, że będzie prowadzić własny program innowacyjny, tak aby policja i wojska wewnętrzne mogły rozwijać własne zaawansowane technologie z robotami na czele.

Najciekawszy jest jednak rosyjski zwrot na Wschód. Po rozsypaniu się współpracy z Zachodem, Putin szuka pomocy u Chińczyków. Pierwsze sukcesy już ma. Skołkowo nawiązało niedawno współpracę z chińską grupą inwestycyjną Cybernaut dysponującą aktywami o wartości 5 mld dolarów. Chińczycy będą więc inwestować w rosyjskie startupy. Niemniej to nie o pieniądze są tym co najcenniejszego Państwo Środka ma do zaoferowania Rosjanom. Pozyskanie know-how odnośnie tego jak na temat zmodernizować gospodarkę przy zachowaniu niezmienionego ustroju politycznego jest tym co Putin w rzeczywistości pragnie zdobyć. Pytanie czy Rosjanie się na tej współpracy nie przejadą? Chińczycy nie ukrywają, że zależy im na poznaniu tajemnic rosyjskich w tych dziedzinach, w których jeszcze Rosja wyprzedza Chiny, czyli w obrębie sektora kosmicznego, nuklearnego i militarnego. Stąd wysyp wspólnych inicjatyw w rodzaju budowy rosyjsko-chińskiego liniowca C929, okrzykniętego nowym Jumbo Jetem czy podpisania współpracy o partnerstwie o współpracy w zakresie eksploracji kosmosu. Drugim celem jest podbicie nielicznych, innowacyjnych rosyjskich firm chińskim kapitałem, z którym w przeciwieństwie do europejskiego czy amerykańskiego Moskwa nie będzie mogła tak sobie łatwo pogrywać. Jak to się wpisuje w plany Władimira Putina odbudowy mocarstwowej Rosji, wie tylko on sam jeden.