piątek, 16 października 2015

Putin tries to evade conflicts on religious grounds

Two days ago President Putin submitted to the State Duma a bill banning sacred texts (Bible, Quran, Tanakh and Kangyur) and excerpts from them from being recognized as extremist materials in Russia. It is a clear response to the recent conflict between the Head of the Chechen Republic, Ramzan Kadyrov and a court in Yuzhno-Sakhalinsk, which ruled that Islamic book labeled "Supplication (Dua) to God: Its Meaning and Place in Islam" was extremist literature and by this mean illegal in Russia. The decision provoked Kadyrov's harsh reaction - he named a judge and a prosecutor who made it "shaitans" and threatened on Instagram to punish them, even if he will have to break the law.

Kadyrov's response was widely interpreted in Russia as a death threat, which means it cannot be ignored. As a result Russia’s prosecutor general’s office stepped in and criticized Chechen leader for his words. Eventually Kadyrov responded by filling an appeal to a higher regional court in Sakhalin demanding to recognize judges' decision as unconstitutional.

What's most interesting it was a rare situation when Kadyrov's protest (however not threats) found understanding among Russian Orthodox Church officials, journalists and even human rights experts. Current extremism laws in Russia are widely criticized for being used to suppress political opposition, independent media and religious minorities. But what showed the "Supplication to God" case extremism laws may also serve as trigger for serious religious conflicts in hands of overeager state officials. Russia is gripped by nationalistic fervor on the one hand and engaged in Syrian conflict against Sunni opposition, while having 10 percent predominantly Sunni Muslim, non-Slavic minority, on the other hand. What can go wrong, if courts still call parts of sacred texts (especially when concentrating only on Quran) extremist and illegal, is obvious.

That's why Putin had to intervene. By submitting a bill protecting main religious texts from extremist laws he crushes in the bud the potentially powerful source of future conflicts. He also sends a message to official religious hierarchies: stay calm, your businesses will be secured.

This story has other aspect. It is the next case showing Kadyrov's significance in securing Putin's rule. He is not only his loyal bodyguard, but also an insider - somebody who understand the Russian Muslim world and serve as a trustworthy alarm box. Time will prove how good he is at both roles.

Links:
http://www.vedomosti.ru/politics/news/2015/10/14/612861-v-gosdumu

piątek, 25 września 2015

Syryjscy uchodźcy o tym jak im się żyje w Rosji

W serwisie The Village pojawił się interesujący artykuł zawierający opinie pięciu syryjskich uchodźców żyjących w Rosji (nie należą oni do grupy 400 rodzin, potomków Czerkiesów, które osiedliły się w Kabardo-Bałkarii) . Część z nich podkreśla, że udali się do tego kraju ze względu na przyjazne stosunki z Syrią, inni z powodu żyjących tam krewnych lub przyjaciół. Większość zostawiła rodziny w ojczyźnie lub w Turcji. Dwójce udało się znaleźć partnerki już w Rosji. Ich opinie w większości się pokrywają: mimo dobrej opinii o Rosji, żyje im się w tym kraju źle ze względu na nikłą pomoc państwa, a przede wszystkim korupcję. Poniżej wycinki z trzech z pięciu wypowiedzi:

Samir
Jestem zaledwie jednym z setek uchodźców (ocenia się, że w Moskwie jest do 10 tys. uchodźców z Syrii - przyp.red.) i nasza sytuacja w Rosji z każdym dniem się pogarsza. Wszystko z powodu korupcji - dosłownie za wszystko żąda się od nas pieniędzy i nie możemy znaleźć nikogo kto pomógłby nam rozwiązać nasze problemy. Zwróciłem się z taką prośbą do specjalnego urzędu, ale nic nie nie wydarzyło. A gdy adwokat złożył w tej sprawie skargę, i trafiła ona do wyższej instancji, sytuacja się tylko pogorszyła: nastąpił popłoch i mój pracodawca powiedział, że więcej nie może mi płacić (...)
Liczę sam na siebie, wynajmuję mieszkanie. Ceny za mieszkanie są jednak straszne: mam rosyjską żonę w trzecim miesiącu ciąży, a nie mamy nawet co jeść. Nigdy wcześniej nie mogłem sobie wyobrazić, że w Rosji nie zdołam nakarmić siebie, swoją żonę i przyszłe dziecko. Wszystko czego potrzebuję to dokumenty, żeby móc pracować.

Muhammed
W Rosji tylko się męczę. Jednym z problemów jest to, że pracujemy praktycznie bez dni wolnych (...) pracujemy po 12 godzin na dobę z dniem wolny raz na dwa tygodnie. Drugim problemem jest brak dokumentów: w FSM (Federalna Służba Migracyjna) odmawia nam udzielenia statusu uchodźcy, i kiedy pracodawca zobaczył, że nie mam dokumentów, zaczęło się szantażowanie. Na ulicy ciągle zatrzymuje mnie policja, zmusza do płacenia kar i dawania łapówek. Z mieszkaniem nie mam problemu - wynajmuję pokój obok zakładu (w którym pracuje - przyp. red.), właściciel sam jest Syryjczykiem - wszystko rozumie.
Żyję tu tymczasowo, jeśli uda się pojechać do Europy - pojadę, czemu by nie. Tam można połączyć się z rodziną, nie będę musiał cały czas się o nich martwić.

Abdul Kader
Żyje się tutaj bardzo źle: uciekaliśmy od wojny, ale i tutaj musimy walczyć, tylko teraz z powodu pieniędzy. W FSM ciągle od nas żądają dużych pieniędzy. Za pierwszym razem udało mi się uzyskać azyl tymczasowy, za drugim razem odmówiono mi przyjęcia dokumentów i zażądano zapłacenia 70 tys. rubli. Rzecz jasna nie mam takich pieniędzy. Niektórzy faktycznie płacili, ale potem nic w zamian nie otrzymywali. To wszystko to machinacje, oszustwo i korupcja. Chcemy zalegalizować swój pobyt tutaj, ale nam na to nie pozwalają. Niektórych nawet deportowano za brak odpowiednich dokumentów. Mam rosyjską dziewczynę, chodzę z nią do FSM, gdzie mnie broni. Mówi: „Jak możecie wymuszać od niego jakiekolwiek pieniądze? To uchodźca!". Policjanci przeprowadzają kontrole w naszym zakładzie, a my nie mamy dokumentów. W takiej sytuacji sam zaczynasz się zastanawiać: zapłacić mu, żeby mnie wypuścił czy nie? Biorą od nas pieniądze wiedząc jaka jest sytuacja w Syrii - to smutne.

Źródło: The Village

Inne publikacje w temacie:
Wywiad z Rijad Haddadem, ambasadorem Syrii w Rosji (ros.)
Artykuł w Deutsche Welle o tym dlaczego Syryjczycy nie chcą jechać do Rosji (ros.)
„Dużo płakałam i nie wiedziałam co robić" - syryjscy uchodźcy o niełatwym życiu w Rosji (ros.)

„Wojna" Rosji z Państwem Islamskim

Państwo Islamskie to dla Zachodu poważne wyzwanie. Dla Rosji – nie lada okazja dla rozwiązania wewnętrznych i zagranicznych problemów.

Wszyscy pamiętają inwazję na Krym. Rosja długo nie przyznawała się do zielonych ludzików, którzy opanowali półwysep w błyskawicznym tempie, szachując ukraińskie wojska. W przypadku Syrii jest inaczej. Jeszcze nim Kreml rozpoczął operację na Bliskim Wschodzie na dobre, w internecie wypłynęły zdjęcia i nagrania rosyjskich żołnierzy z targanego wojną domową kraju. Przypadek? Wątpliwe. Moment jak najbardziej dobrany. 28 września Władimir Putin będzie przemawiał na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w Nowym Jorku. Eksperci przewidują, że wystąpienie poświęci głównie Syrii i walce z terrorystami z Państwa Islamskiego (PI).

Coś tu się jednak nie zgadza. Widać to chociażby po rozlokowaniu rosyjskich wojsk w Syrii. Prowincji Latakia, bastionowi sił Baszara al-Asada, zagrażają rebelianci zwalczający PI oraz, co trzeba przyznać, Front al-Nusra, czyli Al-Kaida. Nie ma się zatem, co oszukiwać. Kremlowi chodzi o wsparcie Asada odnoszącego ostatnio porażkę za porażką, a nie zwalczanie dżihadystów od samozwańczego kalifa Abu Bakr Al-Baghdadiego. Ci Rosji jak na razie przynoszą tylko pożytek. W kraju i zagranicą.

Zabić lub wypędzić


Rosja walczy z rebelią na Kaukazie od lat 90 XX w. Najpierw wojna toczyła się o niepodległą Czeczenię, a gdy Putinowi udało się złamać opór separatystów, konflikt przejęli dzihadyści. Na arenę wkroczyła idea tzw. Emiratu Kaukaskiego rozciągającego się od Morza Czarnego po Kaspijskie. Z europejskiego punktu widzenia pomysł kosmiczny, ale wystarczył rok z okładem by Kreml musiał na Kaukazie interweniować, aby sytuacja nie wymknęła się całkowicie spod kontroli. Podczas, gdy Ramzan Kadyrow powoli dusił Czeczenię, w Dagestanie i przede wszystkim w maleńkiej Inguszetii w najlepsze szaleli islamscy bojownicy. Zamachy, porwania, zabójstwa w tej drugiej republice nabrały takiej częstotliwości, że wkrótce zaczęto ją nazywać kaukaskim Irakiem. I nie było w tym dużo przesady. Tymczasem zbliżała się Olimpiada w Soczi. Kreml potrzebował skutecznych rozwiązań. I znalazł je.

W Inguszetii i Dagestanie zmieniono prezydentów, zalano je wojskiem i służbami specjalnymi, w Czeczenii Kadyrow wziął się ostro za dobijanie resztek partyzantki oraz zaostrzył represje wobec krewnych bojowników. Efekty? Ani jednego zamachu w trakcie igrzysk, śmierć pierwszego emira – Doku Umarowa oraz dramatyczny spadek działalności terrorystycznej w skali regionu. Do tego z biegiem czasu jest coraz lepiej. W ostatnim półroczu Rosjanie zabili już dwóch następców Umarowa, kolejnego póki co nie widać. W Dagestanie pierwszy raz od lat wybory lokalne nie zostały zakłócone przez bojowników. W Inguszetii i Czeczenii panuje względny spokój. Czyżby Kreml wreszcie zapanował nad buntowniczym Kaukazem? Chwilowo tak, ale nie tylko dzięki rządom twardej ręki.

Bojownicy na Kaukazie zawsze ponosili duże straty. Jednak ich szeregi regularnie uzupełniali kolejni ochotnicy, głównie młodzież. Do sięgnięcia po karabin zachęcała ją korupcja, bezprawie, nierówności ekonomiczne oraz brak wolności politycznej i religijnej. To choroby nadal trawiące region. A jednak potok rekrutów znacznie się skurczył. Reporterka „Nowej Gaziety” Jelena Miłaszyna wyjaśniła dlaczego. FSB od jakiegoś czasu stawia zwolenników salafizmu (tzw. czystego islamu), sympatyzujących z bojownikami, przed wyborem: wyjazd do Syrii w jedną stronę albo kula w łeb lub w najlepszym razie, długoletnie więzienie. Te rewelacje potwierdził Aleksiej Małaszenko, analityk z Moskiewskiego Centrum Carnegie, który zdradził, że do Syrii miała się nawet udać delegacja z Dagestanu, aby zniechęcić rodaków do powrotu do Rosji. Jeśli wydaje się to wszystko nieprawdopodobne, wystarczy sobie przypomnieć: Rosja ma długą tradycję pozbywania się niechciany elementów poprzez przymusową emigrację. To spotkało Czerkiesów w II poł. XIX w., potem antysystemowe elementy w ZSRR. Teraz po prostu powtórzono manewr, który sprawdził się w poprzednich przypadkach.

Jałta 2.0


Rosja jest wściekła na Zachód. Za rozszerzanie NATO, Libię, Ukrainę, sankcje, czy nawet niskie ceny ropy, bo te zdaniem wielu rosyjskich analityków nie spadłyby bez interwencji Białego Domu. Na Kremlu dominuje motyw podnoszenia się z kolan i odbudowywania imperium, czyli zmiany światowego porządku. Założenie: wprowadzenie podziału świata na strefy wpływów, do których inni wielcy gracze nie mieliby wstępu i odwołanie sankcji. Za głównego hamulcowego tego procesu Putin uważa, i słusznie, Amerykanów. Mimo największych starań, rozpętania wojny na Ukrainie i straszenia konfliktem nuklearnym, Moskwie nie udało się przekonać ich do ustępstw. Zatem cała nadzieja w Syrii.

Zachód ma obsesję na punkcie PI. Nic dziwnego. Ta organizacja szokuje brutalnością i do tego nie ukrywa, że zamierza atakować cele w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Co gorsza, nawet jeśli jakimś cudem udałoby się umiarkowanym rebeliantom pokonać zarówno Asada jak i wewnętrzne podziały w swoich szeregach, wciąż musieliby się zmierzyć z PI. Inaczej mówiąc – dopóki organizacja al-Baghdadiego istnieje, dopóty pokój na Bliskim Wschodzie jest niemożliwy. A to dla Europy oznacza kolejne potoki uchodźców oraz podszywających się pod nich emigrantów zarobkowych. W efekcie wychodzi na to, że Rosja broniąc Asada, uniemożliwia ostateczne rozprawienie się z PI i trzyma Zachód w szachu.

Z tego powodu Putin dalej robi co może, aby straszyć największego sojusznika Stanów - Europę. Jeden z ostatnich przykładów tego podejścia wiąże się z przyjętą przez UE strategią zwalczania przemytników imigrantów. W maju uruchomiono jej pierwszy etap: na Morze Śródziemnomorskie wysłano na działania rekonesansowe okręty (w tym łodzie podwodne) oraz lotnictwo. 14 września AFP podało, że misja wchodzi w fazę drugą, czyli działań policyjno-wojskowych prowadzonych na wodach międzynarodowych. Trzecim krokiem będą działania punktowe na terytorium Libii. Rosja, ustami ministra spraw zagranicznych Sergieja Ławrowa, już się w tym temacie wypowiedziała. Operacja musi zostać przeprowadzona z poszanowaniem prawa międzynarodowego, co oznacza, że będzie zdaniem Kremla wymagała zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ, w której Rosjanie mają prawo veta. Moskwa chętnie z niego zrezygnuje, podobnie jak pomoże Europie rozplątać duszący ją syryjski węzeł, o ile Bruksela i Waszyngton uznają interesy Rosjan na Bliskim Wschodzie oraz w Europie Wschodniej.

Rosyjska ruletka


Rosja rozgrywając PI i konflikt syryjski sporo ryzykuje. Ostatnia interwencja w kraju muzułmańskim, Afganistanie, walnie przyczyniła się do upadku ZSRR. Pytanie jak rozchwiany system putinowski zniesie nieuniknione straty, które pociągnie za sobą syryjska awantura. Jak pokazuje konflikt na Donbasie, te raczej się nie ukryją przed rosyjską opinią publiczną. Przynajmniej tą jej bardziej liberalną częścią. Tym bardziej przed rosyjskimi muzułmanami (w większości sunnitami), choć już z innego względu. Jedną rzeczą jest popierać Asada, inną dla niego walczyć. Ta korekta kursu może im się nie spodobać, zwłaszcza, że wśród muzułmanów żyjących w Rosji dżihadystowska propaganda zbiera obfite żniwo (wg. ostatnich szacunków FSB ponad 5 tys. obywateli b. ZSRR, w tym 2,4 tys. obywateli Rosji, walczy tylko w szeregach PI).

Druga rzecz: jednym z głównych przeciwników Rosji będzie w tym starciu Front al-Nusra, czyli Al-Kaida. Jej liderzy bardzo dobrze pamiętają korzenie organizacji – ugrupowanie powstało i urosło w siłę podczas konfrontacji z Sowietami. Al-Kaida rywalizująca o pozycję w świecie globalnego dżihadu z PI nie może przegapić takiej szansy do poprawy swojego statusu.

Wreszcie pojawia się motyw zemsty. Syryjczycy, a szerzej Sunnici, powszechnie za przedłużający się konflikt w Syrii i trwanie Asada obwiniają Rosję. Do tego doliczyć należy sporą rzesze uciekinierów z Kaukazu i krajów b. ZSRR, którzy z Rosjanami też mają niewyrównane rachunki. Do tej pory potencjalni ochotnicy z tych krajów stali przed dylematem: jechać na Ukrainę i walczyć w obcej, narodowowyzwoleńczej sprawie, która nijak się miała do koncepcji świętej wojny czy może do Syrii, konfliktu przesyconego religijnymi motywami, ale gdzie dotąd Rosji nie było. Wraz z pojawieniem się rosyjskich żołnierzy na Bliskim Wschodzie ten problem znika. Przedstawiciel zachodniego świata (mimo wszystko), gnębiciel muzułmanów, nareszcie znalazł się w zasięgu strzału z kałasznikowa w terenie, w którym nie ma, jak na Kaukazie, druzgoczącej przewagi. Może to oznaczać tyle, że dla części rebeliantów nie Asad, Hezbollah, ani nawet PI, lecz Rosja stanie się celem numer jeden w Syrii. Pierwsze tego oznaki już są. 21 września w Damaszku ktoś już ostrzelał rosyjską ambasadę z granatnika.

Tekst napisany 21.09.2015 r.

środa, 9 września 2015

Does Russia really want to fight against the so-called Islamic State in Syria?

More and more reports confirm growing presence of Russian military forces in Syria. Soldiers, equipment and even fighter jets are being moved to Syrian province Latakia. However, until now, Kremlin denies to have any plans for use of its troops to support Bashar al-Assad. Reality proves something completely different - Russians are already fighting on the ground (see the report here). The question arises: what is the Moscow's action plan for Syria?

Since the beginning of the conflict Russia actively supports the Syrian regime by providing funds, military hardware, advisors, instructors and logistic personnel. Still Assad forces have been unable to withstand rebel forces and on March lost Idlib, what was nothing else as the biggest blow to Bashar's supporters in two years. For Kremlin it was a really bad information. The regime seemed to tremble under rebels pressure endangering Russian interests in the Middle East (Syria is a key ally of Moscow in the region. The fall of Assad will mean Russia's withdrawal from the Middle East).

Media presented revelations on Russian troops in Syria in the context of fight against IS. Unfortunately Russia doesn't have reason to fight against al-Baghdadi followers as this is not the faction, which pose the most serious threat to Assad. It was nothing more than misinterpretation of the situation or Russian propaganda trick to conceal the real agenda of Moscow.

In fact Russian troops have been deployed mainly to coastal province Latakia. Firstly, to protect Russia's naval base in Tartus. Secondary, to step up training efforts of pro-regime forces. Lastly, to secure Latakia against rebels (Russians are building now a military airfield in the province) and, if needed, to defend it for Assad (it may be a hint of what solution - partition of the country - is currently on the table to end war in Syria). IS currently doesn't conduct military operation to conquer Latakia, but Nusra Front and other, less radical rebel groups do (see the map).

What's more Kremlin treats the rise of IS as an opportunity. Domestically it exploited the outflow of potential recruits for Northern Caucasus Islamic insurgency to Syria (actually some reports indicate that FSB encouraged Dagestan's salafists to join IS abroad) and as a result almost crushed (or crushed) the so-called Caucasus Emirate. In global context, and contrary to what I have just written few lines above, Russia might not see a quick end of war in Syria as the most suitable solution. The conflict draws resources from USA and its allies engaged in the operation against IS. Additionally, what Kremlin didn't manage to achieve by its diplomatic offensive and media propaganda after the annexation of Crimea, Syrian war did. The biggest influx of refugees to EU since World War Two successfully divided Europe and undermined European solidarity.

After coming to power, Putin, forged a strategy to strengthen Russia position in the Old Continent. The main point of it was to deal with EU not as entity, but by making business with single, leading countries (Germany, France, Italy) behind the back of others. Putin is now closer to achieve his goal than ever before. And he is a talented player. He used Islamic insurgency in Chechnya to cement his rules in Russia and to lay foundations for the future Russian autocratic state. Now Putin wants Islamists from IS to help him win Europe.

środa, 2 września 2015

Kaukaski sen o kalifacie

Ten rok dla islamskiego podziemia na Kaukazie jest historycznym. Spełniły się najmroczniejsze wizje zwolenników Emiratu Kaukaskiego - organizacja, w skutek działań rosyjskich struktur siłowych oraz wojny domowej w Syrii, w zasadzie przestała istnieć. Czyżby nadchodził koniec zbrojnego podziemia na Kaukazie?

Jeszcze parę lat temu analitycy zajmujący się Kaukazem Północnym zwykli wskazywać zimę jako porę roku w trakcie, której islamskim bojownikom najtrudniej było utrzymać się przy życiu. W lato szanse mniej więcej się wyrównywały. Korzystając z naturalnej osłony dawanej przez kwitnącą przyrodę kaukascy mudżahedini od Kabardo-Bałkarii po Dagestan odstrzeliwali funkcjonariuszy państwa rosyjskiego. Jednak od jakiegoś czasu ta tendencja nie tyle się odwróciła, co zniknęła. Kaukaz stał się terenem łowieckim z jedną zwierzyną: "świętymi wojownikami". A łowy szczególnie udane okazały się wiosną i latem tego roku. Najpierw w kwietniu w Dagestanie zginął w obławie Ali-Aschab Kebekow, następca Doku Umarowa w roli emira Emiratu Kaukaskiego. Po nim stery rządów przejął duchowy lider organizacji Magomed Sulejmanow. "Panował" zaledwie przez 75 dni, by wkrótce wraz z towarzyszami - w tym najważniejszymi dowódcami w Dagestanie - zostać zabitym w operacji specjalnej rosyjskich sił federalnych.

Militarna klęska Emiratu Kaukaskiego poszła w parze z kadrową katastrofą. Cios w plecy kaukaskim ideologom zadało Państwo Islamskie. Nagle się okazało, że religijna młodzież z regionu woli uczestniczyć w "pięciogwiazdkowym dżihadzie" w Syrii, aniżeli w rodzimych górach, gdzie zamiast chwały, porządnej broni i niewolnic seksualnych czeka ich tylko bieda i śmierć. Do podobnych wniosków zresztą doszli nie tylko młodzi. Do Syrii "ewakuowali się" już niektórzy muzułmańscy duchowni, w tym powszechnie szanowany salaficki mułła Nadir Abu Chalid Medetow z Dagestanu oraz imam meczetu w Adygejsku, Jusuf Szeudżen. Wcześniej dżihad na Kaukazie porzucił znany czeczeński dowódca Tarhan Gazijew, podobne słuchy krążą również wokół ostatniego z weteranów obydwu wojen czeczeńskich - Asłambeka Wadałowa. Ponadto część partyzantów, którzy z jakiegoś powodu z kaukaskich gór zdecydowali się nie uciekać, chwycili się brzytwy i zadeklarowali swoją wierność Państwu Islamskiemu, zdradzając tym samym Emirat Kaukaski. Prym w tej grupie wiodą Asłan Biutukajew i Rustam Asilderow. Pierwszy był przybocznym Doku Umarowa znanym głównie z tego, że specjalizował się w szkoleniu zamachowców-samobójców. Natomiast Asilderow do przysięgi Abu Bakr al-Bagdadiemu pełnił rolę emira Dagestanu. Na stronę Państwa Islamskiego przeszły więc nietuzinkowe postacie.

Skąd ta nagła popularność Państwa Islamskiego wśród byłych zwolenników Emiratu Kaukaskiego? Czyżby odegrał tutaj rolę wyłącznie czynnik praktyczny - nadzieja niedobitków na uzyskanie jakiegokolwiek wsparcia ze strony Państwa Islamskiego? Czy tym sposobem partyzanci liczą, że uda im się zatrzymać odpływ ochotników z Kaukazu a także środków finansowych na wojnę na Bliskim Wschodzie? Niewątpliwie. To nie zmienia jednak faktu, że Emirat Kaukaski od samego początku boryka się z problemem braku wiarygodności.

Emirat Kaukaskie ewoluował z Czeczeńskiej Republiki Iczkerii. Dopiero w 2007 r. Doku Umarow pod wpływem nacisków bojowników z innych republik zrezygnował z idei walki narodowowyzwoleńczej na rzecz ustanowienia państwa wyznaniowego. To skażenie ideą narodową od początku kładła się cieniem na projekcie emiratu. Do tej pory słyszy się echa sporów na ile zmiana celów walki była podyktowana rzeczywistymi przekonaniami ówczesnego dowództwa partyzantów a na ile stanowiła konsekwencję niemożliwości pokonania Rosji i przezwyciężenia sukcesów polityki realizowanej w Czeczenii przez prorosyjski klan Kadyrowów?

Inne wątpliwości rodzi kwestia legitymizacji Emiratu Kaukaskiego z perspektywy historii. Państwo Islamskie odwołuje się do dziedzictwa kalifów prawowiernych i chociaż jest to przekaz ideologicznie zniekształcony, pozostaje on zrozumiały i w miarę spójny dla odbiorców (dodatkowo część dzisiejszego Dagestanu została w VII w. podbita przez Kalifat Umajjadów). W przypadku Emiratu Kaukaskiego nigdy nie udało się znaleźć w pełni wiarygodnej referencji. Najczęściej przywoływany przykład - dziewiętnastowieczne Państwo Szamila - jest dosyć kłopotliwy z dwóch przyczyn. Imam Szamil wywodził się z bractwa sufickiego nakszbandija, którego stronnicy zaliczają się dzisiaj na Kaukazie do sojuszników rosyjskich władz aktywnie zwalczających zwolenników salafizmu na polu ideologicznym, a nawet militarnym (sufim jest m.in. Ramzan Kadyrow). Niewygodnym pozostaje też fakt oddania się imama Szamila w niewolę Rosjanom, co kłóci się z ideą "zwycięstwo albo śmierć" propagowaną przez kaukaskich dżihadystów.

Wreszcie, jeśli traktować Emirat Kaukaski w kategoriach antykolonialnych, organizacja musi się mierzyć w regionie z konkurencją w postaci czeczeńskiej republiki pod wodzą Ramzana Kadyrowa. Czeczenia, chociaż formalnie zależna od Rosji, w praktyce realizuje dzisiaj niezależny od Kremla program budowania tożsamości w oparciu o hasła religijne oraz narodowe w ramach de facto niepodległego państwa. Atrakcyjność modelu proponowanego przez Kadyrowa, rządy silnej, ale "naszej" ręki, jest dostrzegana nie tylko w Czeczenii, ale również w pozostałych republikach kaukaskich (zwłaszcza w Dagestanie). Na tym tle projekt Emiratu Kaukaskiego o bliżej niesprecyzowanej strukturze, borykający się z poważnymi, ideologicznymi trudnościami, a wreszcie nieskuteczny na polu militarnym w konfrontacji z państwem rosyjskim, nie może zyskać ponad marginalnej popularności w regionie.

Tym co od lat utrzymywało Emirat Kaukaski przy życiu była polityka władz rosyjskich w regionie. Korupcja, nepotyzm, bezrobocie, samowola i bezkarność struktur siłowych, zamknięte drogi awansu społecznego, brak wolności politycznej, prześladowania na tle religijnym - te czynniki nie zniknęły. To oznacza, że islamska partyzantka wciąż, chociażby symbolicznie, będzie obecna w regionie. Bardziej jest jednak prawdopodobne, że wobec sukcesów Państwa Islamskiego na Bliskim Wschodzie, prym w zbrojnym oporze w regionie przejmą zwolennicy tej organizacji. Wydaje się więc, że Emirat Kaukaski czeka dalsza marginalizacja poprzez osłabienie lub nawet utratę militarnego skrzydła (podobnie jak to było ze partyzantami walczącymi o niepodległą Czeczenię po 2007 r.) albo zlanie się obydwu idei (Emirat Kaukaski jako prowincja Państwa Islamskiego).

Ostatecznie trudno stwierdzić na ile przemiany w islamskim podziemiu odbiją się na dynamice wydarzeń w regionie. Żaden z dowódców, który przeszedł na stronę Państwa Islamskiego, nie przeprowadził od tego czasu głośnej akcji zbrojnej. Organizacja, mimo że w kwestii potencjału bojowego niewiele się na Kaukazie zmieniło, ma coś do udowodnienia. Przemoc zatem z regionu nie zniknie. Tym bardziej, że Rosja wybrała najgorszą z dróg walki z terroryzmem. Zamiast spróbować rozwiązywać rzeczywiste problemy mieszkańców Kaukazu jej głównym narzędziem wciąż pozostaje terror państwowy.

czwartek, 11 czerwca 2015

Najambitniejszy plan modernizacji współczesnej Rosji upada. Czyżby Kreml w tej sytuacji zamierzał uczyć się od Chińczyków?

Tony złomu prosto z nieba. Prezent od Rosji dla świata. Tyle zostało ze statku transportowego Progress m27-m wysłanego na Międzynarodową Stację Kosmiczną, który po długim, niekontrolowanym locie spalił się nad Oceanem Spokojnym. Była to kolejna wpadka rosyjskiego przemysłu kosmicznego, zdecydowanie najbardziej spektakularna od czasu wystrzelenia sondy Fobos-Grunt w 2012 r. Ta zamiast dolecieć do Marsa rozpadła się na orbicie okołoziemskiej. Rzecz tu o tworach jednego z najbardziej zaawansowanych technologicznie sektorów rosyjskiej gospodarki - przemysłu kosmicznego. Co to mówi o całej Rosji?

W połowie XX w. Związek Radziecki był bez wątpienia naukową potęgą. W 1957 r. Sowieci wystrzelili Sputnika, czyli pierwszego sztucznego satelitę Ziemi. Napędzili tym ogromnego stracha Amerykanom, którzy oczami wyobraźni już widzieli spadające na nich z kosmosu atomowe bomby. Wyścig kosmiczny, a za nim zbrojeń, rozpoczął się wtedy na dobre. Jak się skończył wiadomo. Stany Zjednoczone stały się najnowocześniejszą gospodarką na świecie i dorobiły się słynnej Doliny Krzemowej, w której miliony jak nie dziesiątki lub setki milionów najinteligentniejszych ludzi na świecie marzy by pracować. ZSRR przestało istnieć. Pozostała po nim Rosja jest wszystkim tylko nie potęgą naukową.

Dzisiejsza Rosja w porównaniu do Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Japonii, Korei Południowej czy nawet pozostałych państw BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny) to naukowy liliput. Jak podaje agencja Thomson Reuters na Rosję w 2012 r. przypadło zaledwie 2,1 proc. artykułów naukowych zamieszczonych w światowej bazie danych World of Science (spadek z 3 proc. w 2003 r.). Ich jakość też nie jest najwyższa. Liczba cytowań opublikowanych prac naukowych rosyjskich badaczy jest niższa o 19 proc. w stosunku do światowej średniej. Trochę lepiej sytuacja przedstawia się z patentami. Rosja lokuje się gdzieś pomiędzy Francją i Niemcami, przed Brazylią oraz Indiami, ale za to daleko z Chinami i Stanami Zjednoczonymi, a więc dwoma głównymi światowymi potęgami oraz rywalami Moskwy.
Władze na Kremlu są świadome konsekwencji tej sytuacji. Bez postępu naukowego o odbudowie imperium rosyjskiego można co najwyżej pomarzyć. Z tej refleksji narodził się najambitniejszy projekt modernizacyjny we współczesnej Rosji. Jego prawdziwa natura nigdy na Zachodzie nie została tak naprawdę dostrzeżona.

Plan Dmitrija

Nazwano go marionetką, gdy po raz pierwszy pojawił się na scenie politycznej. Na jedną kadencję zastąpił Władimira Putina w prezydenckim fotelu, ale nie tylko po to by w nim siedzieć. Dmitrij Miedwiediew miał plan by zmodernizować Rosję, którą w napisanym przez siebie artykule programowym „Naprzód Rosjo” nie wahał się nazwać zacofaną i przeżartą przez korupcję. Jej główną słabością, stwierdził, miało być to co skłoniło senatora Johna McCaina do nazwania wschodniego sąsiada Polski stacją benzynową – niemal całkowite oparcie gospodarki na handlu surowcami naturalnymi. „ Sprzedajemy rzeczy, których nie wyprodukowaliśmy, surowe materiały lub importowane towary. Gotowe produkty wytwarzane w Rosji w większości charakteryzuje ekstremalnie niska konkurencyjność” – napisał w 2009 r. Miedwiediew. Receptą prezydenta na ten stan rzeczy miało być rozwijanie nowych technologii w Rosji. Rok później narodził się projekt Skołkowo.

Skołkowo jest niewielką wsią położoną zaledwie 2 km od MKAD-u, czyli słynnej, liczącej ponad 100 km długości obwodnicy wokół Moskwy. Do czasu przyjścia na Kreml Miedwiediewa poza paroma domami i bazarem nie było tu nic. A potem pojawiły się dźwigi, koparki, ciężarówki i obsługujący je budowlańcy, którzy zaczęli wznosić w tym miejscu szklane biurowce. Według wizji Miedwiediewa w Skołkowo miał powstać park technologiczny o powierzchni 2,5 mld m2, w którym pracowałoby od 25 do 50 tys. najbystrzejszych i najśmielszych umysłów Rosji. Stąd zaawansowane technologie dalej płynęłyby w Rosję modernizując jej gospodarkę. W projekt planowano zainwestować 125,5 mld rubli (ok. 13,7 mld zł według kursu z 2010 r.) do 2020 r. Serce przedsięwzięcia stanowiłby Skoltech, czyli odpowiednik amerykańskiego Massachusetts Institute of Technology, gdzie planowano zatrudnić w charakterze kadry dydaktycznej nawet 200 naukowców światowej rangi. W ich doborze mieli pomóc zresztą pracownicy MIT-u, z którymi Rosjanie nawiązali bliską współpracę. Amerykanom zapłacono również za przygotowanie programu nauczania oraz pomoc w budowie struktur organizacyjnych dla Skoltechu. Dlaczego na partnera Skołkowo nie wybrano kogoś z Doliny Krzemowej? Wbrew powszechnemu przekonaniu Rosjanie przy planowaniu swojego zagłębia startupów nie wzorowali się na niej, lecz na tzw. Drodze 128, czyli leżącym w okolicach Bostonu klasterze technologicznym. Jego sercem jest właśnie MIT. Niemniej nawet to rozwiązanie, ani nawet współpraca z potentatami technologicznymi w rodzaju Cisco, IBM-a czy Siemensa nie ocaliły dziecka Miedwiediewa przed katastrofą. I to jeszcze zanim te na dobre się narodziło.

Z początku przyszłość Skołkowo zapowiadała się nienajgorzej. W 2011 r. w parku technologicznym zarejestrowane były już 332 firmy, rok później 793, w szczytowym 2013 r. ponad 1 tys., ale ta liczba była już tylko efektem siły rozpędu. Skołkowo cierpi z powodu złego zarządzania oraz korupcji, która spowalniają tempo realizacji projektu oraz niebotycznie zwiększają jego koszty. Jak wiadomo z przykładu chociażby Olimpiady w Soczi w rosyjskiej rzeczywistości nie jest to nic niezwykłego, a jednak w tym wypadku całą sprawą zainteresował się rosyjski Komitet Śledczy. Jego agenci przeprowadzili nalot na biuro wiceprezesa fundacji Skołkowo, gdy akurat w tym czasie przebywał w nim Dusty Robbins, jeden z czołowych dyrektorów Intela. Siłą rozpędu służby zarekwirowały Amerykaninowi paszport i telefon, zagrożono mu nawet więzieniem, ale ostatecznie wypuszczono. Efekt tego incydentu był łatwy do przewidzenia. Dyrektor Intela pojechał prosto na lotnisko by nigdy do Skołkowo nie wrócić. Zachodni przedsiębiorcy i naukowcy przestali się łudzić, że mają w ogóle czego w Rosji szukać.

Ta historia nie była przypadkiem, lecz prawdopodobnie dobrze skalkulowanym działaniem. Za sabotażem mógł stać nie kto inny jak Władimir Puitn, który w tym czasie ponownie objął urząd prezydenta Rosji. Dlaczego przeszkadzało mu Skołkowo? Czyżby Putin nie chciał by rządzone przez niego państwo dysponowało najnowszymi osiągnięciami nauki? Jak twierdzi Oleg Raszydow,autor książki "Skołkowo: przymuszenie do cudu", problemem okazały się ambicje Miedwiediewa. Ten bowiem zapalony miłośnik nowych technologii doskonale rozumiał, że do unowocześnienia państwa potrzeba czegoś więcej niż pieniędzy i odgórnie wydawanych zarządzeń. Rosja potrzebowała reform, które przeciwdziałałby wszechobecnej korupcji oraz ograniczyły samowolę urzędników i służb. Do wprowadzenia tych zmian Miedwiediewowi nie starczyło jednak politycznego poparcia dlatego zdecydował się na eksperyment. Skołkowo miało być poletkiem doświadczalnym, na którym miano przetestować alternatywny model zarządzania Rosją. Wypracowane rozwiązania, jeśli okazałyby się efektywne, mogłyby potem zostać przeszczepione na poziom ogólnokrajowy. Kto wie, czy by się tak rzeczywiście nie stało, gdyby ten śmiały pomysł udało się dociągnąć do końca?

Z Zachodu na Wschód

Dzisiaj ze Skołkowo nie pozostało wiele. Co prawda oficjalnie projekt nadal jest kontynuowany, ale chyba nikt już nie wierzy w jego sukces. Przynajmniej nie w jego pierwotnej postaci. Na terenie parku jak dotąd wybudowano zaledwie dwa kompleksy - tzw. hiperklub i technopark. Kolejny najwcześniej zostanie oddany do użytku w 2016 r., o ile starczy ku temu pieniędzy. Na Skołkowo wydano już ok. 75 mld rubli, a więc ponad połowę zaplanowanych środków. Tymczasem rosyjskie ministerstwo finansów już pod koniec 2014 r. chciało uciąć finansowanie projektu o 20-30 proc. Te plany jak dotąd nie weszły w życie, ale już ich pojawienie się niczego dobre nie wieszczy. Podobnie jak odpływ zachodniej kadry naukowej oraz odejście głównego propagandysty Kremla Władisława Surkowa ze stanowiska prezesa rady zarządzającej Skoltechu (oficjalnie z powodu sankcji, którymi objęli go Amerykanie).Także jeden z głównych pomysłodawców całego projektu Ilja Ponomariow, fizyk i poseł, znalazł się w poważnych tarapatach po tym jak rosyjska prokuratura oskarżyła go o zdefraudowanie środków otrzymanych od Skołkowo. Sam podejrzany odpowiada, że prześladuje się go z powodów politycznych (Ponomariow jako jedyny w Dumie głosował przeciwko aneksji Krymu przez Rosję), ale jego bliskie związki z modernizacyjnym projektem Miedwiediewa zapewne odegrały tutaj swoją rolę. Na dodatek całkiem niedawno, bo w marcu, ze Skołkowo pożegnało się ponad 70 firm. Zbyt wielu chętnych na ich miejsce nie widać, bo co bardziej innowacyjne startupy z Rosji raczej uciekają niż próbują się w niej rozwijać.
Upadek Skołkowo to w dużej mierze również skutek posunięć Kremla na arenie międzynarodowej. Sankcje i wojna na Ukrainie zniechęciły zachodnich inwestorów do Rosji, co pociągnęło za sobą odpływ kapitału. W tym ludzkiego. W przeciągu pierwszych ośmiu miesięcy 2014 r. opuściło ponad 200 tys. ludzi, a więc najwięcej od 1999 r., gdy Władimir Putin objął ster rządów. Wielu emigrantów to osoby wykształcone, przedsiębiorcze, dla których w dzisiejszej Rosji nie ma po prostu miejsca. W przeciwnie do krajów Zachodu. Kreml udaje, że się tym nie przejmuje i rozwija nową koncepcję modernizacji państwa.

Rosja przede wszystkim próbuje zreformować to co już ma. Z tego względu przebudowuje się słynną Rosyjską Akademię Nauk wywołując przy tym fale protestów niezadowolonych uczonych, zmienia system przyznawania grantów na badania oraz zapowiada kontynuacje być może jedynego udanego programu wspierania rozwoju nauki tzw. megagrantów, który według ministra edukacjii Dmitrija Liwanowa od 2010 r. przyniósł Rosji 500 patentów. Przebudowie ma również ulec Roskosmos, co niedawno zapowiedział wicepremier Dmitrij Rogozin. Wkrótce wystartuje też Narodowa Inicjatywa Technologiczna zapowiedziana jeszcze w grudniu zeszłego roku przez Putina. Jej cel to zwiększenie konkurencyjności Rosji na światowych rynkach zaawansowanych technologii. Na pierwszy plan mają pójść inwestycje w drony.
Ten wybór to nie przypadek. W dyktowanym przez Kreml pędzie ku nowym technologiom w niewielkim stopniu liczą się usługi dla konsumentów. Przede wszystkim chodzi o obronność i wzmacnianie potencjału militarnego Rosji. MCST (Moscow Center of SPARC Technologies),rosyjska firma zajmująca się projektowaniem mikroprocesorów, zaprezentowała niedawno nowy czterordzeniowy procesor Elbrus-4C. W porównaniu do zachodnich urządzeń obecnych na rynku jest on przestarzały o kilka lat, a może i całą dekadę, ale nie o to w nim chodzi. Ważne, że produkuje się go w Rosji, dzięki czemu Amerykanie nie będą mogli wmontować do niego swych urządzeń szpiegowskich. Tego typu myślenie podparte narodową dumą dominuje obecnie w Moskwie. Stąd wziął się niedawno ogłoszony pomysł o budowie rosyjskiego systemu operacyjnego dla urządzeń mobilnych. Tymi samymi kategoriami myśli się również w ministerstwo spraw wewnętrznych FR, które ostatnio poinformowało, że będzie prowadzić własny program innowacyjny, tak aby policja i wojska wewnętrzne mogły rozwijać własne zaawansowane technologie z robotami na czele.

Najciekawszy jest jednak rosyjski zwrot na Wschód. Po rozsypaniu się współpracy z Zachodem, Putin szuka pomocy u Chińczyków. Pierwsze sukcesy już ma. Skołkowo nawiązało niedawno współpracę z chińską grupą inwestycyjną Cybernaut dysponującą aktywami o wartości 5 mld dolarów. Chińczycy będą więc inwestować w rosyjskie startupy. Niemniej to nie o pieniądze są tym co najcenniejszego Państwo Środka ma do zaoferowania Rosjanom. Pozyskanie know-how odnośnie tego jak na temat zmodernizować gospodarkę przy zachowaniu niezmienionego ustroju politycznego jest tym co Putin w rzeczywistości pragnie zdobyć. Pytanie czy Rosjanie się na tej współpracy nie przejadą? Chińczycy nie ukrywają, że zależy im na poznaniu tajemnic rosyjskich w tych dziedzinach, w których jeszcze Rosja wyprzedza Chiny, czyli w obrębie sektora kosmicznego, nuklearnego i militarnego. Stąd wysyp wspólnych inicjatyw w rodzaju budowy rosyjsko-chińskiego liniowca C929, okrzykniętego nowym Jumbo Jetem czy podpisania współpracy o partnerstwie o współpracy w zakresie eksploracji kosmosu. Drugim celem jest podbicie nielicznych, innowacyjnych rosyjskich firm chińskim kapitałem, z którym w przeciwieństwie do europejskiego czy amerykańskiego Moskwa nie będzie mogła tak sobie łatwo pogrywać. Jak to się wpisuje w plany Władimira Putina odbudowy mocarstwowej Rosji, wie tylko on sam jeden.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Ramzan Kadyrov - the Taekwondo Master

When I first saw an information that Kadyrov recieved 6th Dan in TKD I couldn't believe. Why the heck the ETU, which stands for European Taekwondo Union (part of the World Taekwondo Federation, member of the Association of Summer Olympic International Federations) would give a honorable distinction to the man, who can barely raise his leg and is involved both in political killings and serious crimes against his own nation? My second question was why the ETU has decided to organize European TKD championship in Grozny? To find answers I wrote to Mr. Sakis Pragalos, the president of the ETU:

My questions were:

1. Why the ETU has decided to organize the Championship in Grozny? Who made the final decision? Has Mr. Kadyrov or his administration offered money or any other benefits to the ETU President or Vice-President in return?
2. Doesn't the ETU as an European organization mind that Mr. Kadyrov is involved in serious crimes against journalists, human rights workers, political figures and ordinary members of Chechen society? How collaboration with person of so dubious reputation is corresponding with the ETU and TKD values?
3. On what basis Mr. Kadyrov got 6th in TKD from the ETU?
4. What is the exact date of the tournament in Grozny?

And I got these answers:

1. ETU has not decided to host a championship in Grozny and the article
you are referring to does not mention this. During the meeting,
opportunities to host an event in Grozny were discussed. For your
information, the ETU Council is the decision making body with regard to
awarding events. In no way, form or shape, financial or other benefits
have been offered.
2. ETU was invited to visit the taekwondo event in Chechnya as the ETU
president was in the Kabardino-Balkaria region for the 1st European
Championships Olympic weight categories. As taekwondo is a sport that
promotes peace, friendship and sportsmanship, the ETU president decided to
visit the event.
3. It is common practice to award honorary dan grades to high ranking
government officials and heads of state. Mr. Putin, Mr. Obama, Mr. Ban Ki
Moon and many other heads of state and officials have been awarded
honorary dan grades. Mr. Kadyrov is no exception.
4. Answered above.

Plus a comment:

ETU wants to make clear that the mission of ETU is to promote taekwondo
throughout Europe and the world. The Russian Taekwondo Union is a
respected member of the ETU and the European Taekwondo Family. The
promotion of taekwondo within the Russian territory is within the scope of
our operations.

What struck me most was the discrepancy between the Mr. Kadyrov and the Russian Taekwondo Union on one side and Mr. Pragalos words concerning the future tournament in Grozny. Will it be organized or not? Kadyrov and the RTU wrote that the decision was already made , but the ETU president denied that. To find the truth I send to Mr. Pragalos link to Mr. Kadyrov account on Instagram and asked him for a comment regarding the event. I never got reply from him. The same happened to my questions concerning ethics of the ETU in relation to cooperation with Mr. Kadyrov. By the way I also wrote to the WTF office in Switzerland, but after more than two weeks I still don't have any answer from them.

Why does this story matter?

 Because:
1) The ETU is the European organization and should promote European, Olympic and Taekwondo values. Cooperation with a despotic ruler, who turned Chechnya into his North-Korean style fiefdom, hardly helps to achieve this aim.
2) If you practice Olympic TKD in Europe you should know what your organization is doing in your name.
3) Someone needs to protest against selling sport values for money. In this case to Kadyrov's money.
4) Last but not least the best way to show Mr. Kadyrov disapproval of his policy inside and outside Russia is to hit him in his weakest point: SPORT.

P.s. English isn't my first language, so behave nicely.

niedziela, 15 marca 2015

Rosja utworzy Agencję ds. Narodowościowych - próba uniknięcia kłopotów czy nałożenia kagańca?

Prezydent W. Putin polecił premierowi Miedwiediewowi sporządzenie do 15 kwietnia b.r. koncepcji Federalnej Agencję ds. Narodowościowych. Agencja miałaby "realizować politykę państwa w obszarze międzynarodowych i etniczno-religijnych stosunków oraz podejmować działania nakierunkowane na wzmocnienie jedności narodów FR". Drugim jej podstawowym zadaniem będzie "dbanie o zgodę religijną i narodową oraz podejmowanie kroków w celu rozwoju etnokulturowego narodów FR".
Pomysł jak na FR nienowy. Do 2001 r. w Rosji działało ministerstwo ds. polityki narodowościowej. Po jego likwidacji jeszcze przez trzy lata istniał urząd stosownego ministra tyle, że bez teki. Potem kolejno kwestie narodowościowe przechodziły do ministerstwa kultury, stamtąd do ministerstwa rozwoju regionalnego, by po jego likwidacji w zeszłym roku wrócić z powrotem do resortu kultury. Czy zatem zapowiedź utworzenia agencji nie oznacza nic specjalnego? Tak i nie.
Powołanie agencji będzie kolejnym krokiem w realizacji przedstawionej przez W. Putina w grudniu 2012 r. "państwowej strategii narodowościowej Federacji Rosyjskiej do 2025 r." Zarówno z niej jak i z wcześniej opublikowanego przez W. Putina artykułu "Rosja: kwestia narodowościowa" można wywnioskować parę istotnych faktów:

1. Zgoda narodowa jest warunkiem stabilności i dalszego istnienia Federacji Rosyjskiej
2. W Rosji narastają problemy na tle narodowościowym, które domagają się nadzoru i rozwiązania ze strony państwa.
3. Nacjonalizm jest śmiertelnym zagrożeniem dla Rosji.
4. Elementy o zabarwieniu etnicznym takie jak rosyjska kultura i język, ale też wspólna historia, wspólny wróg (Zachód)i wspólna religia (prawosławie) mają być czynnikami spajającymi narody FR.

Co się rzuca od razu w oczy jest fakt, że Putin od początku musiał sobie zdawać sprawę z zagrożenia jakie niesie oparcie kampanii na Ukrainie na rosyjskich (w rozumieniu etnicznym) nacjonalistach i imperialistach, a następnie rozwijanie koncepcji "ruskiego świata" w Rosji. Mimo wszystko zdecydował się na podjęcie ryzyka. Na razie mu się to opłaciło, ale pierwsze oznaki niezadowolenia wśród mniejszości już się pojawiają. Damir Muchetdinow, zastępca muftiego Duchownego Zarządu Muzułmanów Rosji, skrytykował publicznie ideę "ruskiego świata" za to, że nie bierze ona pod uwagę interesów muzułmańskich obywateli FR.

Pojawienie się agencji może oznaczać, że do władz docierają sygnały o nabrzmiewających konfliktach pomiędzy mniejszościami i etnicznymi Rosjanami. Lęk tych pierwszych wywołują przybierające nastroje ksenofobiczne wśród tytularnej większości i nie tylko. Zmiany w polityce historycznej, oparcie się na prawosławiu muszą wywoływać niezadowolenie mniejszych narodów Rosji. Może to być również sygnał, że wobec kurczących się zasobów Kreml spodziewa się tarć etnicznych. Zadaniem agencji będzie im zapobieganie i rozwiązywanie lub przynajmniej łagodzenie oraz kontrolowanie przebiegu. Wreszcie jednym z głównych zadań nowego organu zapewne będzie monitorowanie nastrojów wśród mniejszości oraz ich liderów pod kątem ich nastawienia wobec władzy centralnej.

Linki:
http://kremlin.ru/assignments/47849
http://base.garant.ru/70284810/
http://www.ng.ru/politics/2012-01-23/1_national.html
http://islam.ru/news/2015-03-14/13321

poniedziałek, 23 lutego 2015

4 argumenty świadczące o zamiarze kontynuowania przez Rosję wojny na Ukrainie, czyli taktyki salami ciąg dalszy

1. Przygotowania do dalszych działań wojennych trwają. Porozumienie pokojowe Minsk -1 z września 2014 r. zostało wykorzystane do przegrupowania sił, a następnie punktowego uderzenia na donieckie lotnisko, a potem zajęcie Debalcewa. Minsk-2 służy również przegrupowaniu wojsk rosyjskich i separatystów by prawdopodobnie wiosną zaatakować w okolicach Mariupolu, o czym świadczą doniesienia o dostawach rosyjskiego sprzętu wojskowego i żołnierzy tym w regionie. Kolejne możliwe kierunki natarć? Od północny na Charków , z południa na Dzierżyńsk i Artiomowsk. Nie należy również zapominać o zgrupowaniach wojsk rosyjskich na Krymie i Naddniestrzu, ale te na razie służą głównie jako rezerwuar ochotników do walki na Donbasie oraz przysłowiowy as w rękawie.

2. Pogłębienie fermentu wewnętrznego mającego doprowadzić do upadku obecnych władz w Kijowie. Ukraińskie źródła cytowane przez brytyjski "Sunday Times" twierdzą, że obecnym celem Kremla jest maksymalizacja niezadowolenia społecznego z prezydenta Poroszenki i doprowadzenie do kolejne rewolucji, tym razem nacjonalistycznej. Pogłębieniu chaosu na Ukrainie mają również służyć działania dywersyjne i terrorystyczne realizowane przez rosyjskie służby specjalne lub pod ich kuratelą. Przykładami są zamachy np. w Charkowie, Odessie czy nieudane w Mariupolu oraz Kijowie. Warto jeszcze wspomnieć o spotkaniu 15 lutego W. Putina z przedstawicielami organizacji weteranów, w trakcie którego poruszono temat akcji Sztorm-333. Operacja przeprowadzona przez rosyjskich komandosów 36 lat temu doprowadziła do śmierci prezydenta Afganistanu Hafizullaha Amina i ułatwiła inwazję ZSRR na Afganistan. Pojawienie się tej historii akurat teraz (przez prezydenta FR wskazana jako przykład heroizmu) należy poczytywać co najmniej jako groźbę pod adresem Kijowa.

3. Prorosyjscy pretendenci do tronu z "uprawnionymi" roszczeniami od dawna czekają na polecenia z Kremla.
A te być może właśnie nadeszły. Przebywający w Rosji obalony prezydent Wiktor Janukowycz objawił się 21 lutego na antenie rosyjskiego telewizji państwowej Rossija-1. W wywiadzie zapowiedział powrót na Ukrainę by bronić jej obywateli przed bezprawiem dziejącym się w kraju. Tego samego dnia były ukraiński premier i współpracownik Janukowycza, Nikołaj Azarow oznajmił o konieczności powołania rządu na wygnaniu. Dzień później deputowany Dumy, Michaił Jemielianow zaproponował by siedziba ukraińskiego rządu na wygnaniu znajdowała się na Donbasie.

4. Nasilenie dyplomatycznej ofensywy Putina zmierzającej do osłabienia stanowiska Unii Europejskiej wobec Rosji.
Temu służył ostatnie wyjazd prezydenta FR do Budapesztu i taki cel będzie przyświecał zaplanowanej na marzec wizyty we Włoszech. Podobnie widać rosnące zaangażowanie Rosjan w budowanie prorosyjskich ruchów politycznych w państwach Unii Europejskiej, czego przykładem jest świeżo powstała w Polsce prokremlowska partia Zmiana. Ofensywa polityczna sugeruje, że Moskwa nie zamierza zmieniać swojej agresywnej polityki wobec Ukrainy.
Na koniec należy wspomnieć o wywiadzie, którego udzielił Władimir Putin 23 lutego kanałowi Rossija-1. Prezydent stwierdził w nim, że do wojny pomiędzy Rosją i Ukrainą raczej nie dojdzie, co w świetle powyższych faktów oraz wcześniejszych jego zapewnień o chociażby braku udziału wojsk FR w inwazji na Krym brzmi raczej złowieszczo.